Do nowej książki Andrzeja Sapkowskiego osadzonej w świecie wiedźmina podchodziłem jak pies do jeża. Wynikało to zarówno z niegasnącej nadziei, że „Pani Jeziora” nie była ostatnią książką, w której pojawia się Geralt z Rivii, jak i ogromnego zawodu jaki mnie spotkał przy czytaniu poprzedniej powieści tego autora („Żmija”). Ostatnie czego chciałem, to obalenie wizerunku cyklu wiedźmińskiego jako czołowego dowodu na to, że można polska fantasy może być nie tylko dobra, ale wręcz najlepsza.
Oczywiście szybko wpadłem na strony moich ulubionych dostawców ebooków i… I dupa. Wydawca uznał, że wersja elektroniczna nie ma sensu i tylko w papierze książkę wyda. I to w miękkiej oprawie. Całą sprawę opisał dobrze Andrzej z jestkultura.pl i generalnie zgadzam się z tym co pisze. Wersja elektroniczna powstała już drugiego dnia po premierze, lecz w ściąganie nielegalnych treści z internetu się nie bawię. Podobno jest już wersja mobi od Super Nowej, jednak szukanie jej na stronie wydawnictwa nie przynosi rezultatu. Ja uznałem, że nie kupię papierowej wersji, więc wyglądało na to, że będę musiał poczekać aż ktoś pójdzie po rozum do głowy. W końcu jednak go przeczytałem podkradając na trzy i pół godziny prezent imieninowy mojego Taty. I było warto.
Jaki jest nowy wiedźmin?
Jest wyśmienity. Od pierwszego akapitu wiedziałem, że to książka dotrzymująca kroku pozycjom wydanym prawie dwadzieścia lat temu. Klimat wciąga, a losy znanych bohaterów mieszają się z zupełnie nowymi postaciami. Jednym słowem dostałem książkę, która pozwoliła mi przypomnieć sobie to, czym zachwycałem się mając 11 lub 12 lat.
Co dostajemy upakowane w tych 404 stronach powieści? Dostajemy kwintesencję humoru i najlepszą próbę pióra Andrzeja Sapkowskiego. Wiedźmin jest taki, jaki był wcześniej: pełen wyrzutów sumienia, wierny kodeksom i zakochany po uszy w czarodziejce. Oprócz Geralta pojawiają się postacie znane z sagi. Jaskier, który ma te same problemy co zwykle: pieniądze, kobiety i towarzystwo wiedźmina (w dowolnej kolejności), czy Yenefer, która jest w książce postacią epizodyczną.
Uwaga spoiler!
Ciekawe jest to, że w całej książce jest mniej machania mieczem niż w pięcioksięgu lub opowiadaniach. Po części wynika to z faktu, że Geralt tracie miecze już na początku akcji i reszta fabuły skupia się na próbach ich odzyskania, jednak cała atmosfer nic na tym nie traci i nadal czyta się ją bardzo dobrze.
Jedynym minusem jest fakt, że nie wygląda to na początek kolejnego cyklu. Wręcz przeciwnie, książka kończy się zaraz przed wydarzeniami opisanymi w „Ostatnim życzeniu” i tym samym nie ma większej możliwości jej kontynuacji. A szkoda.
Podsumowując:
„Sezon burz” jest świetną książką i obowiązkową pozycją dla każdego fana wiedźmina. Warto przeczytać go po lekturze dwóch tomów opowiadań oraz pięcioksięgu, gdyż w tekście znajduje się olbrzymia ilość aluzji oraz niespodzianek zrozumiałych tylko dla osób znających ten świat od podszewki i znajomość gry się nie liczy.
Bardzo żałuję, że wydawca nie zdecydował się na wersję elektroniczną i tym samym olał jakąś część czytelników. Mam nadzieję, że reakcja fanów prozy Sapkowskiego będzie dobrą nauczką na przyszłość i taka sytuacja nie będzie miała już miejsca.
A wy co ostatnio czytaliście? Szukam powieści, które pozwolą odetchnąć mi od literatury faktu oraz książek branżowych i mam nadzieję, że możecie pomóc.
Zdjęcie: devianart